Linia kolei Nadwiślańskiej – to utarty już szlak, którym od lat kilkunastu podążać zwykli Warszawiacy, poszukujący siedzib letnich dla rodzin swoich. Był nawet czas, że nie dostrzegano prawie innych okolic, jak tylko te, które rozciągają się nad koleją, czy to w stronę Lublina, czy Mławy. Kto mógł, śpieszył do Wawra, Płodów, Jabłonny i t. p., a już Otwock należał do miejscowości modnych. W miarę przybywania kolejek wąskotorowych, przy których natychmiast utworzyły się osady letnicze, ruch ten zmalał, chociaż i dziś jeszcze przedstawia się on bardzo poważnie. Tylko berło, które dawniej dzierżył, wypadło Otwockowi z ręki, a do groźnej nawet konkurencyi z uprzywilejowanem letniskiem stanęły nieznane przedtem miejscowości.
I nie mogło być inaczej. Obszerne lasy, które dawniej nęciły Warszawiaków, zapewniając im powietrze doskonałe i swobodę ruchów, wskutek spekulacji i dzielenia przestrzeni na niezmiernie małe działki, zostały po trosze przetrzebione i w takie ujęte kleszcze, że swoboda ruchów niknie zupełnie. W takich siedzibach, jakie teraz powstają, letnik musi się czuć skrępowanym. O spacerach po lesie niema nawet mowy; każdy właściciel odgradza się płotem od sąsiada, że zaś pomiędzy jedną a druga posiadłością nie pozostawiono ani piędzi ziemi wolnej, więc używającym wywczasu pozostają dwie drogi do wyboru: albo być przykutym do miejsca i korzystać ze swobody na przestrzeni aż (!) 5 czy 10,000 łokci; albo też przechadzać się uliczkami, wytkniętemi dla ruchu kołowego i pieszego.
W najnowszych letniskach, ja k np. w Konstancinie lub Skolimowie, obmyślono naprzód środki, przeciwdziałające zbyt wielkiemu zacieśnieniu się mieszkańców i w ty celu przedewszystkiem przystąpiono do utworzenia parków i alei spacerowych. Z chwilą więc nawet, gdy wszystka ziemia zostanie tu rozprzedana i opasana parkanami, pozostaną jeszcze swobodne miejsca do przechadzek, Drewnica i Struga, o których pisałem poprzednio, mogą się obejść bez osobnych parków, graniczą bowiem bądź z lasami rządowemi, bądź też z takiemi kompleksami leśnemi, które nawet w bardzo odległej przyszłości nie będą mogły być zupełnie rozparcelowane.
Wzdłuż linii kolejowe] Nadwiślańskiej tego warunku kardynalnego nie wypełniono, a tworzenia letnisk podejmowano się z widocznym wszędzie celem przerobienia ich z czasem na przedmieścia Warszawy i Pragi. Stąd też pochodzi, że mijając jedną stacyę po drugiej, nie czujemy się wcale na wsi. Nie jest wsią Wawer, chociaż wspaniałe lasy, należące do dóbr wilanowskich, rozciągają się w około; nie jest wsią Radość, Falenica, Jarosław, Józefów, Świder ani Otwock. Wszystkie pozostałości wiejskie zatracają się powoli, gęstość zaś domów, znaczne nagromadzenie mieszkańców czasowych, pierwotność urządzeń i t. p., czynią te letniska podobnemi do miasteczek i osad w rodzaju takiej Izbicy lub Sompolna, z tą tylko różnicą, że wille tu często są okazałe.
Już za Wawrem rozpoczyna się sznur tych willi, ciągnących się, po za Otwock. Z okien wagonu widok przedstawia się ładny nawet, u niektórych właścicieli znać staranność o utrzymanie ogródków w porządku, o przeznaczenie osobnych terenów do gry w lawn-tennisa i krokieta, o werandy obszerne i gustowne i t. p. Pozostawiając sobie jednak na drogę powrotna zwiedzanie poszczególnych letnisk, podążam wprost do Otwocka, jako do letniska najstarszego i stąd najbardziej znanego.
Sadziłem, że te miejscowości, które teraz pod bokiem osiadły, zaszkodziły Otwockowi, odebrały mu część zwykłych gości, przekonałem się jednak, iż tak nie jest. Jak dawniej, pełno tu Warszawiaków, o zdobyciu zaś jakiegokolwiek znośnego mieszkania nie można marzyć. Co prawda, na taki stan rzeczy wpłynęła i ta okoliczność, że w tym roku bezwzględnie żadnego nie było ruchu budowlanego. Ceny lokali trzymają się w dawnej mierze, t. j. mniej więcej 100 rubli za pokój w lepszym, a 59 rubli w bardziej oddalonym punkcie. Nie jest to tanio, byłoby jednak znośnie jeszcze, gdyby za drożyzną mieszkań nie szła drożyzna artykułów codziennej potrzeby. Przytem jakość produktów wiele pozostawia do życzenia. W Otwocku jest co prawda podobno 10 rzeźników (w liczbie tej niema ani jednego chrześcijanina), pomimo to panie skarżą się, że za 10 kop. otrzymuję funt lichego mięsa wołowego, za funt zaś polędwicy musza płacić 40 kop.
Takie wyśrubowanie cen (inne artykuły stosunkowo są również drogie), rzeźnicy, kupcy i sklepikarze tłumaczą wysoką opłatą, jaką muszą uiszczać właścicielowi gruntów. Tłumaczenie takie nie wytrzymuje krytyki. Oddalenia w Otwocku nie są tak znaczne, ażeby ci, którzy chcą handlować, nie mogli wyszukać sobie punktu dogodnego po za obrębem działalności właściciela monopolu. Na t.z w. „Wiązowskiem” jest placów aż nadto do umieszczenia wozów, przybywających z okolicy, jak również są tam domy, które mogłyby pomieścić wszystkie sklepy. Na Wiązowskiem także mogłoby być otwarte „Kasyno”, które dawniej było punktem zbornym, miejscem zabaw, koncertów i t. p., a dziś odpycha gości nieporządkiem i ciasnotą. Mężczyźni narzekają bardzo na ten brak punktu zbornego.
Chlubą mieszkańców Otwocka jest kościół, który obecnie, po rozszerzeniu, przedstawia się istotnie nawet okazale. W obecnej porze dokonywa się przesunięcie ołtarza głównego w głąb, przez co utworzy się spora przestrzeń dla modlących. Równocześnie wykończa się plebania, w której zamieszka stale rektor kościoła, ks. Zembrzuski.
Życie w Otwocku płynie w tym roku bardzo cicho i monotonnie. O wskrzeszeniu słynnych dawniej zabaw, wieczorków itp. nikt nie myśli. Oprócz też niefortunnych confetti, był tu tylko jeden koncert, a i ten nie obszedł się bez przeszkód.
Wielką wygodą dla letników jest świeżo otwarta czytelnia w 6-iu językach, zaopatrzona w najświeższe nowości. Niemniej chwalą sobie Warszawiacy pobyt w dwóch pensyonatach, utrzymywanych przez panie: Jadwigę Nesterowiczową i Julię Bystrzanowską. Mieszkanie i całe utrzymanie kosztuje w pensyonatach od 2-3 rub. dziennie, przyjmowani też są tu taj przyjezdni z Warszawy.
Z nowych wilii powstaje, wprawdzie w odległości 2 wiorst od właściwego Otwocka, piękna siedziba inż. S., nosząca nazwę „Jadzinek”. Będzie, to jedna z najokazalszych willi w okolicy Warszawy.
Zalety Otwocka jak: grunt suchy, wyborna woda gruntowa i balsamiczne powietrze, od dawna są znane. Do wad najgłówniejszych należy zbyt gęste zaludnienie (w tym roku przebywa tu około 6,000 osób), brak parku i alei spacerowych, oraz oświetlenia. Są w prawdzie tu i ówdzie latarnie, ale te nie palą się nigdy i przechadzki po zachodzie słońca odbywać się muszą przy świetle latarni ręcznych.
Najgroźniejszym konkurentem Otwocka jest leżący w bliskości 2 wiorst Świder. Góruje on tę, że ma wodę bieżąca. Z tych względów rokują też Świdrowi przyszłość, co ujawnia się w pewnym, acz małym ruchu budowlanym. Józefów i Jarosław – to tylko dalsze przedłużenie Otwocka, które kończy się Falenicą. W Józefowie stanąć ma kościół. Mieszkańcy zagwarantowali na razie 4,000 rb.
Zwiedzając w powrotnej drodze letniska nad koleją Nadwiślańską, zatrzymałem się dłużej w Falenicy, czyniącej corocznie duże postępy i pragnącej zakasować z czasem Otwock. W Falenicy jest ruch i życie, jest hotel, jest teatr, letnisko zaś rozszerza się coraz więcej z dążeniem przybliżenia się ku Wiśle. W pobliżu Falenicy leży Zagórze, miejscowość podatna do urządzenia letnich mieszkań.
We wszystkich siedzibach letnich, powyżej wymienionych, przeważa ludność żydowska, na peronach słyszeć się też daje głównie żargon, a wnętrza pojedynczych posesyi nie celują porządkiem. Rozwieszanie bielizny na parkanach i drzewach, wykładanie i trzepanie pościeli na uliczkach, nieusuwanie śmieci i wiele innych, nie działa w cale zachęcająco do zwiedzania ogródków i mieszkań.
Pewnie około 12,000 osób obrało sobie letni pobyt w tych stronach. Pomimo takiego napływu, dbałość o wygody gości zawsze jest bardzo słaba. Mieszkań umeblowanych prawie, że niema zupełnie, bruku, chodników nie dostrzegamy nigdzie. Co zaś najważniejsze, nigdzie nie pomyślano o środkach ratunkowych na wypadek pożaru. Strach pomyśleć nawet, co by się działo, gdyby w Falenicy, Świdrze lub Otwocku wszczął się pożar, a wiatr pędził iskry. Niebezpieczeństwo z tej strony grożące powinni wziąć pod uwagę właściciele domów.
Włodzimierz Trąmpczyński.
Gazeta Polska Nr 214 z 8 sierpnia 1902 r.