Wiadomo, że Żydzi wszędzie starają się zająć placówki handlowe, lecz w Otwocku są oni bezwzględnie panami położenia. Znacznie przewyższają liczbą chrześcijan, trzymają się solidarnie, popierają się wzajemnie, a nadto pozawierali kontrakty tak, iż n. p. soli nikt nie dostarczy, bo oni jedynie zagarnęli sobie prawo sprowadzać ją wagonami. Prócz tego, jak słychać, kahał przychodzi im z pomocą w razie, gdyby kto z nich, współzawodnicząc z chrześcijanami straty ponosił.
Ale jakie niebezpieczeństwo grozić im może, skoro w całym Otwocku i Świdrze są tylko 4 większe chrześcijańskie sklepy spożywcze i kilka drobnych sklepików? Najgorzej idzie sklep stowarzyszenia „Ognisko,” założony przed trzema laty, który obecnie wiedzie żywot suchotniczy. Dla podniesienia go z upadku postanowiono wybrać księdza na prezesa, jego bowiem powaga miała wieśniaków niejako zniewolić do kupowania. Rachuby zawiodły, chłopi całą ławą chodzą do sklepów żydowskich, udziałowcy sami kupować nie chcą, jeden z założycieli wycofał pożyczkę, bank współdzielczy dać jej nie chce, mimo poręczenia osób odpowiedzialnych, ksiądz się męczy, czas i zdrowie traci, sklep przez brak poparcia, choćby jedynie ze strony członków, chyli się ku upadkowi. Powiadają, że ten sklep utrzymuje ceny w równowadze: skoro on zniknie ku wielkiej radości synów Izraela, nie omieszkają oni cen podnieść. Natomiast kwitnie tu inny handel chrześcijański i zapewne dzięki poparciu chrześcijan nie upadnie: Na 2500 mieszkańców chrześcijan jest tutaj skład monopolowy, 3 niby restauracje z wódką, no i w obwodzie stacja kolejowa, gdzie późno w noc jeszcze się „targi” odbywają, jeżeli tamte zakłady pozamykane.
Zarobki tutaj są łatwe, jest wielu cieśli, murarzy, stróżów, którzy szczególnie w letnich miesiącach grosz swój trwonią. Smutny to widok, gdy się spostrzega tylu pijanych, a dzieci i żona może w domu nędzę cierpią. Otwock nie jest parafją: ta dopiero się tworzy, lecz nie wiem, czy przyszły proboszcz wykorzeni sam nałóg pijaństwa, ludzie bowiem tutejsi nie mają w ogóle zaufania do księdza, choć radby ich ku sobie pociągnąć. Miejscowy ksiądz zapisał się na członka do kasy, aby być pośrednikiem przy składaniu oszczędności, ale dwu ludzi dotąd ledwo zdobył!!
Przykład idzie z góry, więc też i dzieci otwockie nie garną się do kościoła i księdza, bo rodzice na to mało zwracają uwagi. Gdy przyjdzie lato, chłopcy zamiast do kościoła w wielkiej liczbie biegną na stację, tam bowiem są pakunki żydowskie do odnoszenia; w zimie zaś spotkać można stale chłopców, uganiających się za węglem, bo choć skradziony, zawsze można sprzedać lub też łatwo zdobyty przynieść do domu.
W Otwocku są trzy szkoły: jedna gminna licząca 75 dzieci, druga panny Bilek około 80, trzecia przy stacji Świder 32 dzieci. Pierwsza przepełniona i ma byt zapewniony, druga również, lecz rodzice chcieliby za darmo dzieci swe posyłać, trzecia szkoła będąca pod opieką „Gniazda” liczy ostatnie dni swego istnienia.
Nasz naród pod wrażeniem chwilowego zapału zdobywa się nawet na wielkie dzieła, ale wnet stygnie: pod wpływem zapału szkoła w Świdrze powstała, ale już dzisiaj zapał ostygł, członkowie przestali szkołę popierać i ona znika z powierzchni ziemi. A szkoda wielka, bo raz zwinięta więcej już nie powstanie.
W Otwocku tworzy się parafja od przeszło dwu lat i jakoś do końca sprawa dojść nie może; co innego bowiem rozkazują w Petersburgu, a co innego robią w Warszawie. Teraz nie wiadomo, gdzie pieniądze na parafję złożyć, bo kasjer w banku przyjąć ich nie chce, a nie można się dowiedzieć, kto ma obowiązek zadośćuczynić rozkazowi, danemu przez ministerjum. Czekają wszyscy parafji, czekają niecierpliwie, szczególnie ksiądz ma ręce związane, nie mogąc z powagą proboszcza działać, a tyle jest do zrobienia.
B. W.
Przegląd Katolicki z 31 grudnia 1910 r.