„Dawniej to aż milo było przyjść, kiedy same polskie państwo mieszkali, i drogi były lepsze.”
– „Dlaczego?” – zapytałem.
– „Bo gdzie dawniej był jeden dom, to teraz na tym kawałku stoi dziesięć i Żydzi wylewają na drogę.”
Tak mnie objaśniał woźnica, gdyśmy wjeżdżali do dzisiejszego przy kolei leżącego Otwocka, który tę nazwę nieprawnie przyjął od lasów otwockich.
– „Gurewicz – ciągnął woźnica dalej – miał 1.000 rb. kiedy przyszedł, a teraz ma w banku 14.000 rb., bo on bierze tak drogo, jak Geisler.”
– „Dawno już tutaj przebywa Gurewicz?” – zapytałem.
– „Dziesięć lat…”
Otwock w ostatnich czasach ogromnie się zmienił. Zdobył sobie, jak słyszę, ponoć nazwę polskiego Meranu. Ale takim był chyba dawniej.
Gdy sięgam myślą w lata ubiegłe i marzę, jak wilki tutaj chadzały wśród tęgiej zimy, albo zające przemykały się z całą swobodą bez lęku, a człowiek choć zrzadka się pokazał w tej puszczy dzikiej, to jednak dobrze tu było, bo to były lasy na polskiej ziemi rosnące.
A dziś, pożal się Boże, dziś Otwock wraz ze Świdrem w porze letniej liczy 15.000 Żydów, a chrześcijańskie twarze do rzadkości należą.
Właścicielami will albo dzierżawcami stali się rozmaici Gurewicze, Woltuchy, Abersteiny, Pinaje, Kornbroty, Friedmany i t. p. i napływ ich coraz większy, bo się przekonali, że i na suchotnikach też pieniądze zrobić można. Nie bacząc na względy hygieny, a jedynie chcąc zyski z drzew ciągnąć, budują gęsto wille, jak gdyby sam widok drzew mógł uzdrawiać. A przecie wiadomo, że chorym trzeba przestrzeni, drzew zdrowych, żywicznych i, by te wydzielały z siebie balsam ożywczy, muszą być od zagłady zabezpieczone. A w dzisiejszym Otwocku spostrzega się ziemię z igieł ogołoconą, wyskrobaną. Jakże więc na takiej ziemi i drzewa nie mają wpadać w suchoty?
Wille chrześcijańskie również zapełniają się na lato Żydami. Ale to jeszcze mniejsza. Ale czy można patrzeć obojętnie, jak te wille – jedna za drugą – przechodzą w ręce żydowskie? Z małym wyjątkiem każdy radby sprzedać swą posiadłość więcej dającemu i wynieść się z Otwocka, bo mu się sprzykrzył, bo te porządki obecne oraz towarzystwo rażą, nie mówiąc już o tych, co dla zarobku jedynie wyzbywają się swojej własności.
W W. Ks. Poznańskiem piętnują każdego Polaka, który swą ziemię Niemcowi sprzedaje, a u nas sprzedaż Żydowi jest rzeczą zwykłą. Jeśli tak dalej pójdzie, to zostaną w Otwocku i Świdrze tylko stróże-chrześcijanie, bo Żydów stróżów podobno niema na całym świecie.
Po prawej stronie od dworca leżą grunta chłopskie. Żydzi takich działek kupować nie mogą; ale na to jest rada. Wszak można wydzierżawić na lat 99, domek lichy postawić i mieszkać. Więc też Żydzi i z tego korzystać odpowiednio umieją. I tak zewsząd otacza nas żydowski brud, żydowski nieład i nieporządek.
Lewa strona nieco czyściejsza. Tu się mieszczą 2 chrześcijańskie sanatorja i trzecie wyłącznie dla Żydów. Są tu też t. zw. pensjonaty, których liczba kilkunastu dosięga. Ta właśnie strona rozsławiła Otwock.
Las jest, jak dawniej, ale ogrodzono go sztachetami, bo przeprowadzano ulice; nie jest to już to samo, co było niegdyś.
Ze smutkiem patrzą nieliczni już dawni właściciele na Otwock dzisiejszy, dziś on bowiem przestał być ulubionem miejscem pobytu w porze letniej dla Warszawy, zatracił do cna charakter polski, ale bo i to prawda, że dawni właściciele tych domów i lasu, co obcym je posprzedawali, zatracili już dawniej charakter polski.
Gdybyśmy mieli jakiego Marcina Biedermana, możeby nam co pomógł… Niema tu wprawdzie komisji kolonizacyjnej, jednak lasy i pola polskie przechodzą w ręce nie mniej obce, jak niemieckie. Smutno…
B. W.
Przegląd Katolicki z 24 września 1910 r.