Terenem burzliwych wydarzeń stał się popularny pensjonat dr. E. w Otwocku, w którym przebywa żydowska śmietanka towarzyska. Epilog tych wydarzeń odbędzie się wkrótce w tamtejszym Sądzie Grodzkim. W znakomitym przybytku wypoczynku i rekonwalescencji przebywał młody, bo zaledwie 22-letni Juliusz N., Popularny w kołach złotej młodzieży żydowskiej „czarny Julek” przybył do ustronia otwockiego, ażeby nabrać sił po przewlekłej chorobie, która przetrzymała go co prawda kilka miesięcy w łóżku, nie zdołała jednak ugasić szalonego temperamentu, z którego słynie w salonach towarzyskich i na parkietach dancingowych. Przebieg tragikomicznych wypadków był następujący: W ubiegłą sobotę wieczór do pana N. zjechali z Warszawy towarzysze butelkowo-dancingowi. W pokoju zacisznego pensjonatu odbywała się cały wieczór libacja. Była godzina 1-wsza w nocy. Wszyscy mieszkańcy uzdrowiska, astmatycy, sercowi, płucni, nerkowi i inni posiadacze t.p. przykrych dolegliwości spali spokojnie, gdy nagle rozległ się… huk strzału. W pensjonacie powstał nie dający się opisać rwetes i popłoch. Na korytarzach ukazały się trupio-blade postacie w pidżamach, koszulach i szlafrokach.
– Atak gazowy! Niemcy już idą! Bandyci!…
Wtem rozległ się drugi strzał i na progu swego pokoju ukazał się „czarny Julek” z dymiącym rewolwerem w ręku.
– Ręce do góry! – zakomenderował.
Wszyscy stanęli jak wryci z podniesionymi rękami. Tylko bankier S. załamał się i upadł nieprzytomny na podłogę. Dalsze rozkazy były o treści niecenzuralnej, nie dającej się powtórzyć.
Tymczasem w sukurs wesołemu rekonwalescentowi pośpieszyli jego towarzysze. Znany ze swoich wyczynów w nocnych lokalach p. R. przystąpił do ściągania pidżamy z lekarza dentysty Fr., który wołał na cały głos:- Ja mam żonę, ja mam dzieci!
Niewiadomo, czemby się to skończyło, gdyby nie stróż Piotr, który zwabiony okrzykami przybiegł z grubą laską i wystąpił w roli groźnego medjatora. Wkrótce przybyła również reszta służby oraz kilku dozorców z sąsiednich posesyj. Wszyscy razem z trudem dali sobie radę z rozbawionymi złotymi młodzieńcami, których zapakowano narazie do łóżek.
Epilog tego przykrego dysonansu w zacisznym pensjonacie znajdzie się w Sądzie Grodzkim w Otwocku. Nie trzeba chyba dodawać, że resztę rekonwalescencji musi „wesoły Julek” odbywać w innym pensjonacie, który policzy mu podwójną taksę – jedną za utrzymanie, drugą zaś… za ryzyko.
Kurier Codzienny z 27 listopada 1933 r.